mar 29 2019

Life is brutal


Komentarze: 0

                  

       Zbyszek był prawdziwym marynarzem posiadającym cechy człowieka, który trafił na morze nie z przypadku ale z ciekawości poznania świata i po lekturze książek Conrada. Pochodził z centrum kraju, był absolwentem Szkoły Morskiej. Na statku na którym przyszło nam pracowac sprawował funkcje St.Mechanika czyli jak to mawiają był chiefem maszyniastym. Pracowity, koleżeński , mechanik z super wiedzą  teoretyczną , jednym słowem specjalista morski pierwsza klasa. Potężne chłopisko z charakterystycznym wąsikiem a’la dziadek Piłsudski, namiętny palacz papierosów „Camel” oraz posiadacz kapelusza typu pilśniak z opadającym daszkiem z którym nigdy się nie rozstawał.

      Wczesnym rankiem przypłynęliśmy na redę Świnoujscia z kolejnego rejsu do Portugalii, a ponieważ w Szczecinie nasze nabrzeże załadunkowe było zajęte przez inny statek otrzymaliśmy polecenie rzucenia kotwicy i oczekiwania na kotwicowisku do południa następnego dnia. Popołudniem  tego samego dnia jednak zmieniono  decyzję i po wybraniu kotwicy statek otrzymał pilota, który poprowadził nas do portu w Szczecinie. Po odprawie wejściowej, o dziwo bardzo sprawnej, załoga mieszkająca w Szczecinie wolna od służb udała się do domów.

      Ja także ruszyłem ze statku w towarzystwie Zbynia  gdyż następnego dnia rano miałem zamiar zgłosic się do biura armatora po nowe instrukcje dotyczące zbliżającego się po następnym rejsie remontu stoczniowego. W bramie wejściowej do portu ściskając sobie rąsie wymieniliśmy ze Zbyniem  pożegnalne  no to do jutra i każdy udał się do swojego domu.

      Nazajutrz po odrobieniu wizyty w biurze wracając na statek po wejściu na pokład  zagadnąłem marynarza trapowego czy jest już na statku St.Mechanik dla którego miałem kilka pilnych wiadomości.

  -  Panie kapitanie on już jest  na burcie od 2-ej w nocy , a pod statek przywiezli go radiowozem !                            

       Zdziwiłem się ale zostawiłem tą informację bez komentarza. Po osiągnięciu swojego statkowego lokum zadzwoniłem do kabiny St.Mechanika ale ten nie odbieral telefonu. Zszedłem więc do siłowni gdzie zastałem Zbycha walczącego ze swoją załogą przy usuwaniu jakiegoś problemu z pompą paliwowa agregatu.Spotykając chiefa poinformowałem go, że mam dla niego wiadomości , które otrzymałem w biurze.

      Zbychu, który nie wyglądał na „świeżego” poprosił mnie żebym dał mu 30 min czasu na usunięcie problemu z pompą po czym zaraz  przyjdzie do mnie. Nie chciałem mu przeszkadzac więc zostawiłem go ze swoimi ludkami w siłowni.

      Zameldował się w moim biurze tak jak obiecywał, zdjął pilśniaka, zapalił „Camelka” i zajął miejsce w moim „leniwcu” (wygodny fotel pozwalający odpocząć gdy nie można się położyc w kojce). Przekazałem chiefowi najświeższe informacje  jakie miałem dla niego. Gdy tak rozmawialiśmy zauważyłem, że Zbynio jest nadzwyczaj roztrzęsiony i podłamany, a wokół niego unosiła się lekka nutka  wypitego alkoholu. Zapytałem go więc czy ma jakieś problemy na co otrzymałem odpowiedz :

    – Jak mnie nie przeprosi rozwodzę się!  

    Nie wnikałem w szczegóły jego postanowienia ale i on  tematu nie podtrzymywał. Wypiliśmy po kawie po czym chief wrócił do swych zajęc. Postój statku  w porcie nie był długi i po 2 dniach załadunku wyszliśmy z polskim węglem w rejs  do Tunezji.  Sam rejs i życie na statku przebiegało w normie, a więc jak zawsze małe problemiki pogodowe i techniczne  związane z eksploatacją statku aż tu pewnego dnia przychodzi do mnie radiooficer i wręcza mi odebrany telegram ze słowami:

 - Panie kapitanie to jest telegram  do St.Mechanika ale ja nie potrafię mu go wręczyc.

   Tu warto zaznaczyc, ze przyjęło się jakoś na statkach, że o losowych telegramach przychodzących do załogi statku (śmierc w rodzinie, ciezka choroba i t.p) radiooficer zawsze powiadamiał o tym kapitana aby ten mógł w jakis sposób zapobiec nie - spodziewanej reakcji czy załamaniu się adresata.

    Treśc telegramu była dla Zbynia druzgocąca : „ Wystąpiłam o rozwód. Kiedy wracasz ?”. Hmmm – pomyślałem , no to mamy kwiatek.Zadzwoniłem na mostek i poprosiłem oficera wachtowego aby marynarz odszukał chiefa i poprosil aby ten przyszedł do mnie. Krótko po tym Zbynio przyodziany jak zawsze w pilśniaka zjawił się u mnie. Zaproponowałem mu coś do wypicia ale odmówił. Gdy zobaczył na moim biurku leżący telegram mina jego z pogodnej zmieniła się w smutną.  

 - Co masz ciekawego  ? -  zapytał .                                  

   Podałem mu telegram. Zbychu przeczytał, trzepnął ręką w kolano, spuścił głowę, a wzrok skierował w podłogę omiatając oczyma dywan jak gdyby sprawdzał czy steward dobrze odkurzył moją kabinę . Gdy tak patrzył w podłogę,a ja na niego po chwili milczenia wypowiedział swoje wesołe powiedzonko :

  - No i co tak patrzysz na mnie jak na osikany mur ? Wiesz dawaj kielicha, teraz wiem dlaczego mi go proponowałes początkowo.

    Otworzyłem butelkę , zrobiłem kawę , a on po pewnym czasie zaczął mi opowiadac szczegóły ostatniego jego powrotu do domu podczas postoju statku w Szczecinie.      

     - Wyobraż sobie, zaczął swoją opowieśc, gdy rozstaliśmy się w Szczecinie w bramie portu wsiadłem w taxi i pojechałem do domu. Było pózno więc nie dzwoniłem do drzwi tylko otworzyłem je swoim kluczem. Wchodząc do mieszkania zauważyłem, że z mojej sypialni wybiega nagusieńki facet, a moja Adel przyodziana tylko w króciutką koszulkę siedzi na krawędzi małżeńskiego łoża. Nie czekałem na nic pozwoliłem mu tylko założyc gacie i spuściłem go po schodach z 2-go pietra. Na schodach było dosyc głośno w czasie jego spadania bo i  słów odpowiednich mu nie szczędziłem. Wyleciala ze swego mieszkania sąsiadka, która ze słowami „wiedziałam, że tak się to skończy” skomentowała całe zajście.

    Wróciłem do mieszkania i o dziwo w sypialni na taborecie znalazłem mundur „gliniarza”. Niewiele się zastanawiając zapa -kowałem mundurek gościa w reklamówke i opuściłem mieszkanie. Przed blokiem napotkałem patrol milicyjny, który został chyba powiadomiony przez „poszkodowanego”. Ci chcieli mnie wyle -gitymowac ale ja im odpowiedziałem, że własnie udaje się na pobliski posterunek. Poszli ze mną.

    Na posterunku dyżurnemu przekazałem mundurek ich kolegi i opowiedziałem swoją wersję. Okazali się ludzmi !!! Widziałem w ich oczach wyraz współczucia ale słownie mi tego nie okazywali. Było pózno w nocy , ruch na komisariacie mały więc spytałem dyżurnego czy nie będzie miał mi za złe jeżeli wypiją ze mną małą wódkę. Jeden z patrolu poleciał do nocnego sklepu i w ten oto sposób opiliśmy  pogruchotane gnaty ich kolegi. Na koniec przywołali swój radiowóz, który odwiózł mnie pod statek. I tak widzisz kolego cały postój statku siedziałem na burcie bo do domu nie chciałem wracac. Przez  swojego motorzystę przesłałem tylko do domu prezenty zakupione w rejsie dla córki.  

    Wymieniliśmy zdania na ten temat, a przede mną stanęło zadanie zaopiekowania się moim chiefem. Robiłem to bardzo skrycie ale on i tak wyczuwał nadmierne czasem  moje zainteresowanie się jego osobą. W rejsie często razem przesiadywaliśmy, razem z chiefem pokladowym i ochmistrzem grając w kierki lub brydża.

     W porcie w Tunezji Zbycho nie chciał wychodzic na miasto tylko pozostawał na statku lub wychodził na nabrzeże i łapał ryby. Po 40 dniach wróciliśmy do Szczecina, a po wyładunku statek został skierowany na miesięczny  remont w stoczni. Podczas postoju na stoczni Zbychu wyokrętował na urlop z założeniem, że doprowadzi do szybkiego załatwienia sprawy rozwodowej.

     W dniu jego zejścia odprowadziłem go do trapu, wyściskaliśmy się jak bracia i z przyrzeczeniem, że spotkamy się na innym statku. Zbynio żegnając się przytoczył ulubione swoje powiedzonko:  „ Marynarz i woda mają jedną wspólną cechę – dają się nabierac”. Zszedł na nabrzeże , zarzucił na ramię swój marynarski wór, jeszcze raz pomachał pilśniakiem i często oglądając się w stronę statku  poszedł przed siebie po lepsze czasy. 

            * * * * * * frown * * * * * *     https://www.youtube.com/watch?v=YCDpJT7pJFk

wuka1945   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz