mar 19 2019

Szymek Frajdej


Komentarze: 0

            

   

         Zawsze twierdziłem, że najlepszymi marynarzami są kaszubi i górale. Pierwsi z racji swego zamieszkania blisko morza, a ci z południa z racji twardego charakteru i zacięcia do pracy gdy trzeba było coś pilnie wykonac. Podczas jednego z postojów statku w Chinach armator przysłał nam dodatkowego specjalistę, który miał zniwelowac podczas ekspolatacji statku zakres prac koniecznych do wykonania podczas zbliżającego się planowanego postoju na stoczni.

         Pewnego dnia agent przywiózł z lotniska na statek załoganta, który przyleciał z kraju. Podczas wstępnej rozmowy z nowoprzybyłym uściskaliśmy sobie dłonie, po czym pobrałem od niego wszelkie potrzebne dokumenty. Od nowego załoganta dowiedziałem się, że pochodzi i mieszka w miejscowości klapkarzy czyli w Tylmanowej. Przedstawił mi się jako Szymek Frajdej, a gdy spytałem się dlaczego Frajdej skoro w dokumentach stoi Piątek odparł:

-    A bo wiesz kap na poprzednim statku chinole (załoga chińska) przekręcali moje nazwisko i mieli kłopot z jego wymową stąd jeden zaczął mnie nazywac Frajdej i tak zostało.

Szymek jak się okazało był spawczem kadłubowym i pracował w Szczecińskiej Stoczni ale gdy zaczęły się tam zwolnienia znalazł robotę na morzu, a rodzina wróciła ze Szczecina na południe kraju na ojcowiznę. Szymkowi powiedziałem, że darzę górali sympatią i znam ich dobrze. Szymek obiecał, że na pewno mnie nie zawiedzie, a ponieważ dało się od niego wyczuc zapaszek daleko odbie -gajacy od zapachu wody kolońskiej szybko wyjaśnił:

-   Poniewaz nie bylo miejsc w samolocie w klasie ekonomicznej armator zafundował mi „business class”, a tam siedzisko w środkowym rzędzie no i te stewardessy, które jeżdziły z wózkami raz z jednej, raz z drugiej strony , nie umiałem odmówic tej greckiej Metaxy. Teraz cybant mnie łupie ale dam radę.

Czas leciał, Szymek tyrał w nadmiarze normalnych godzin pracy bo stawka za nadgodziny była wysoka, aż tu któregoś ranka przychodzi do mnie St.Mechanik i melduje, ze Szymek rano miał niezbyt ciekawy przypadek i wyglądał na „wczorajszego”, a podczas prac spawalniczych cofnął mu się płomień na palniku, zapaliła mu się kapota i dobrze, że był w pobliżu motorzysta to go ugasił. Szczęśliwie nic mu sie nie stało ale zainteresowałem sie dlaczego nie zachował ostroznosci. Wezwany Szymek zawstydzony po chwili milczenia odparł:

- Kap wreszcie mam, mam …. syna !!!

Z przypływu wielkiej radości posiedział w nocy z kolegami przy chińskim winie, a rano z tym samym humorem podjął pracę. Jak się okazało biednemu dopiero za 4-ym podejściem urodził się wymarzony syn, do tej pory miał tylko córki. Pogratulowałem mu, zwolniłem z pracy tego dnia i poprosiłem by zaległ w koi i odespał zaległości. Po jakimś czasie Szymek sprawdził się w całej rozciągłości swojego góralskiego charakteru. Otoż przed samym końcem załadunku marynarz, który miał spuścic wodę balastową ze zbiornika szczytowego (zbiornik znajdujący sie pod pokladem głównym) zerwał cięgna uruchamiające zawór spustowy wody ze zbiornika za burtę. I teraz problem, w zbiorniku 850 ton wody, które należy wyrzucic, na statku jest przenośna pompa przeponowa napędzana sprężonym powietrzem ale o bardzo małej wydajności (2 tony/godz). Czas nagli i co tu robic ? Przybiega do mnie Szymek i proponuje rozwiązanie:

- W sąsiednim pustym zbiorniku na grodzi (ścianie) za która jest wypełniony wodą zbiornik wypali otwór wielkosci pięści i w ten sposób „tranzytem” spuścimy wodę za burtę.

Popatrzył badającym wzrokiem na mnie i czekał na moją akceptację. Nie miałem wyjscia rzekłem krótko

- Pal !

Poleciłem Starszemu Oficerowi zachowac wszelkie srodki ostrożności aby Szymek zdążyl bezpiecznie zbiórnik opuścic. Sam zostałem na pokładzie czekając kiedy Szymek pokaże głowę we włazie zbiornika. Po 20 min zadowolony, upaprany balastowym błotem i zmoczony jak przysłowiowy   szczur ukazał się we włazie zbiornika Szymek i unosząc dłoń z podniesionym kciukiem dał znac all in order. Na pokładzie szczerze mu podziękowałem i sciskając go po ojcowsku obiecałem, że w następnym porcie ma wolne cały dzień i kamerton (karton piwa) ode mnie. Uśmiechnięty Szymek jednak odparł :

- Kap, wolne to bym wziął w porcie krajowym jeżeli tam trafimy bo chce wreszcie swego syna zobaczyc, a z chrzcin przywiozę naszą łącką sliwowicę bo : ” Daje krzepę, barwi lica tylko łącka śliwowica”.

Nie było nam dane popłynąc do kraju, a Szymek po 6 miesiącach wraz z innymi załogantami wrócił do kraju samolotem.

https://www.youtube.com/watch?v=Ts-lkLCVV0c

wuka1945   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz