kwi 16 2019

Truskawki


Komentarze: 0

                  

           W okresie  wielkiej hossy w eksporcie polskiego węgla do krajów Europy statek był zatrudniony przy przewozach naszego „złota”  z portów krajowych do Francji skąd po wyładunku węgla płynął do Narwiku po rudę dla naszych hut. Statek nieduży wielkości 15 tys DWT posiadał także dwa miejsca pasażerskie, które w tych relacjach były często wykorzystywane do przewozu pasażerów w opcji rejsu okrężnego. Tak też było tym razem.

     Na statku pełniłem wówczas funkcję Chiefa Oficera i jak zwykle przy końcowce załadunku w Szczecinie ostatnie tony węgla ładowano na statek pod moim nadzorem. Przed samym zakończeniem załadunku podjechala pod statek armatorska Nyska, która zgodnie z zapowiedzią uzyskaną z biura przywiozła panią pasażerkę (tu dalej vel podróżną). 

    Posłałem oficera służbowego na nabrzeże aby pomógł pani podróżnej wnieśc na burtę jej spory bagaż. Sam przywitałem podróżną na trapie i ku mojemu zaskoczeniu  podczas przedstawiania się niewiasta z uroczym uśmiechem zapodała mi:

 - Jestem Adriana i miło mi pana poznac osobiście bo dużo mi opowiadali w biurze o panu. 

   Tu należy wstawic wielkie moje zdziwienie ale złożyłem służbowy uśmiech i póki co zostawiłem to bez komentarza. Pani podróżna zaczęła wyciągac z torebki swój bilet pasażerski i dokumenty myśląc, że należy to okazac już przy wejściu na statek. 

   Przerwałem jej poszukiwania dokumentów informując, że po wszystkie stosowne papierzyska przyjdzie do niej ochmistrz, który odpowiedzialny jest za przygotowanie wyjściowej odprawy celnej i granicznej statku ,

  – A teraz – rzekłem –  proszę przejść do przygotowanej kabiny pasażerskiej i rozpakowac się. 

   Pani Ada, jak się okazało nowoprzyjęta do biura armatora pracownica,  udawała się w rejs szkoleniowy aby miec jako takie pojęcie o morzu i pracy marynarza. Trzeci oficer holował podróżną do kabiny, a ja złożyłem krótki telefoniczny raport mojemu koledze kapitanowi :

  - Jest ! Na burcie ! 

     Po zakończeniu załadunku i odcumowaniu ze Szczecina wyszliśmy w rejs do francuskiego portu Caen. Tego samego dnia podczas kolacji spotkaliśmy się powtórnie z panią Adą przy stole w messie. 

    Ponieważ stoliki w messie mogły pomieścić tylko 4 osoby ochmistrz odstąpił pani podróżnej swoje miejsce przy kapitańskim stole i w taki oto sposób przyszło mi siedziec obok p.Ady, zaś po drugiej stronie siedział kapitan Zbysio oraz Kazik – St.Mechanik. 

    Obaj zdążyli się już zapoznac z podróżną, a ta czuła się bosko i radośnie kwiląc. Kapitan podczas kolacji opowiadał swoje morskie przygody chwaląc się jak to polował na łosie w Norwegii, jak w fińskiej saunie zaliczył najwyższą półkę i temperaturę blisko 90 stopni (????). Ale gdy opowieści jego zaczęły dotyczyc wędkownia w Norwegii i mnie to zaciekawiło. 

    W pewnej chwili opowieści kapitana zaczęły snuc się wokół połowu łososi. Zbysiu  umiejętnie budował ciekawość słuchaczy koloryzując nadmiernie całą tą historię. Pani Ada zasłuchana w opowieśc kapitana przestala konsumowac kolacje (pyzy ze skwarkami i zasmażaną kapustą), Kazik przeżuwal wolno każdy kawałek pyzy śledząc słowa wodza.  Mocno zaangażowany w swe  opowiadanie  kapitan nagle wstał i przedstawiając ostatnie sekwencje opowieści rzekł: – I w tym momencie szczytówka wędki wygięła się do granic wytrzymałości , poczułem gwałtowne szarpnięcia na lince i trudno mi było operowac kołowrotkiem. Po paru minutach udało mi się wyholowac rybę na brzeg.  

Tu kapitan rozpostarł swe ramiona w pełnym zasięgu omal nie uderzając w głowę chiefa Kazika  rzekł :

 - To był taaaaaki łosoś  !  

   Wsłuchana i zaciekawiona podróżna oraz Kazik odchyląjący się od ewentualnego ciosu  kapitana  z rozdziawioną gębą patrzyli na ten gest kapitana.  Odczekałem chwilę i zapytałem Zbynia :          

 - W ę d z o n y ?      wink   wink

  Ten usiadł, Kazikowi nieprzełknięta  pyza ze śmiechu z buzki wypadła na talerz, podróżna kwiliła rozkosznie, a wkurzony kapitan po wypiciu herbaty opuścił messę.   

  Wiedziałem, ze mam u niego przechlapane i już wyobrażałem sobie jak na osobności zostane wyprostowany za swój żart.  Obrażony kapitan wytrzymal jednak tylko 3 dni po czym wszystko wróciło do normy. Nazajutrz przypadła ładna czerwcowa niedziela. Jakież było moje zdziwienie gdy po przyjsciu do messy przy kapitańskim stole zastałem oprócz podróżnej kapitana i chiefa Kazika odstrzelonych w biale koszule i pagony funkcyjne. Zdziwiłem się cholernie bo nigdy dotąd w morzu szczególnie chiefa mechanika nie widziałem pod pagonami.

   Kapitan także przyodziewał dystynkcje tylko na portowe odprawy, wieczorek kapitańsko-pasażerski lub od święta.  Ja naturalnie wkroczyłem ubrany po niedzielnemu (jak na Sumę) ale bez przesady. Podróżna z biesiadnikami   konsumowali już rosołek. Tu winien jestem wyjaśnienia, że na polskich statkach niedzielne obiady podobne są do tych mamusinych czyli rosołek z makaronem własnej roboty i kurczak z frytkami. Wszystko  po to aby się marynarzowi kalendarz zgadzał i dni nie myliły. 

   Obiad przebiegał normalnie, t.zn etykieta i opowieści na przemian raz z jednej, raz z drugiej strony, pełny szpan i elokwencja. Na deser steward podał truskawki z bitą śmietaną. Pani Ada zaczęła pierwsza konsumowac deser. Nie wiem czy robiła to tak zmysłowo,że wpatrzeni w nią Kazik i kapitan jak jeden mąż zaproponowali jej oddanie swoich truskawek. Ta zrazu broniła się, że nie da rady tyle truskawek wciopac. Przeto Kazik oferował, że oddaną podróżnej swoją porcję zabierze do swojej kabiny do lodówki, a ona kiedy tylko zechce może po nie do jego kabiny wpaśc. Adrianka  broniła się jak mogła, ja już kończyłem swoje truskawki i w pewnym momencie zaproponowałem :         

  - Pani Ado skoro nie da pani rady taką ilośc truskawek zjeśc to ja może pani pomogę ! Uwielbiam truskawki !  

   Tu nie patrzyłem na stronę przeciwną stołu gdyż spodziewałem się jak wściekle omiatają mnie wzrokiem moi koledzy.  Podróżna przystała na takie rozwiązanie i śmiejąc się serdecznie oddała mi porcje jednego z moich kolegów. Konsumując „dodatkowe” truskawki czułem jak zapienieni kapitan i chief liczą mi każdą wkładaną do ust. W rewanżu zaprosiłem podróżną do siebie na poobiednią kawę podczas której dowiedziałem się od niej, że mój „gest wybawienia ” tak się jej spodobal, że długo się śmiala w swej kabinie. Przyznala mi rację,że trudno podejrzewac aby któryś z nich nie przepadał za truskawkami.  

    Przy kawie dowiedziałem się także, że opinie o mnie i rekomendacje odbycia rejsu na tym statku wystawiła moja dobra znajoma z Działu Kadr. Hmmm, pomyślałem,  to będzie podróżna miala co opowiadac po powrocie do kraju i biura jaki trafił się jej chief kawalarz.

* * * * * * * * *     https://www.youtube.com/watch?v=9RtUDMCffVM    * * * * * * * * * *

wuka1945   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz