Archiwum lipiec 2019


lip 02 2019 Koreańska Tatiana
Komentarze (0)

 

        Wiosną 1967 roku zmierzaliśmy z ładunkiem 14 tys. ton polskiego koksu do portu Hungnam na wschodnim wybrzeżu Korei Północnej. Był to drugi mój rejs jako pełnoprawnego członka załogi oraz statku na który zaokrętowałem zaraz po opuszczeniu przez niego  stoczni budowlanej w Szczecinie. Piastowałem wówczas stanowisko  pokładowego asystenta szkoleniowego. Dziwne to było stanowisko, które pozwalało St.Oficerowi  jako kierownikowi działu pokładowego zatrudniac Asa w zależności od potrzeb, t.zn albo na wachtach na mostku lub też przy pracach konserwacyjnych na pokładzie.

        Z założeń, na stanowisku tym załogant miał się nauczyc marynarskiego fachu oraz przygotowac się do objęcia kiedyś stanowiska oficerskiego. Tak więc w składzie 30-osobowej załogi zmierzałem na Daleki Wschód pełen nadziei na odbycie ciekawej nowej przygody. Po drodze zabunkrowaliśmy statek w Port Saidzie , a ponieważ w Korei armator nie przewidywał możliwości uzupełnienia paliwa przeto przyjęto go tylko tyle aby dopłynąc do Singapuru, który był naszym następnym portem bunkrowym. Kanał Sueski przepłynęliśmy prowadzeni przez polskich pilotów, którzy już kończyli kontrakty zawarte z władzami egipskimi. Sensacji jakie pózniej spotkały mnie jako kapitana nie mieliśmy.

       Na Morzu Arabskim  po wyjściu z Zatoki Adeńskiej w pobliżu  Sokotry połaskotały nas niesprzyjające wiatry ale to była tylko zapowiedz tego co powiało na południe od wyspy. Dostaliśmy się w obszar tworzącego się cyklonu i chociaż statek zachowywał się dzielnie na wzburzonym morzu jeden z dźwigów pokładowych zaczął niebezpiecznie zmieniac swoją pozycję na pokładzie. Tylko dzięki szybkiej decyzji kapitana i w miarę bezpiecznym ustawieniu statku na fali udało się nam dźwig unieruchomic.

     Po minięciu  Sri Lanki celowaliśmy w Cieśninę Malakka i dalej do Singapuru. Singapur miasto-państwo położone w południowej części Półwyspu Malajskiego jest jednym z najbardziej rozwiniętych gospodarczo państw po Japonii.  Port singapurski jest od lat bardzo ważnym portem tranzytowym dla statków płynących z Europy do Japonii , Chin czy na Daleki Wschód. Zawinęliśmy do Singapuru i na kotwicowisku w wyznaczonym miejscu mieliśmy pobierac paliwo dostarczane bunkierką (bunkierka = mały stateczek-tankier). Ponieważ cała operacja miała trwac parę godzin, a do tego mechanicy chcieli dokonac przeglądu silnika głównego , wszyscy wolni od zajęc i obowiązków pognaliśmy na miasto.

          Agent na odprawie wejściowej ostrzegł tylko nas aby nie zabierac ze sobą gumę do żucia,  której używanie Singapurze jest zabronione i karane wysokimi  grzywnami. Podobno zakaz ten wprowadzono po tym jak ludnośc Singapuru zaklejała dla żartów gumą do żucia czujniki przy drzwiach miejscowego zautomatyzowanego metra. Tak więc w Singapurze istnieje do dzisiaj zakaz sprowadzania i używania gumy do żucia. Pognaliśmy łodzią zaaranżowaną przez agenta na ląd. Ponieważ czasu było niewiele przeto wszyscy nastawiali się na zakup japońskiej elektroniki, którą tutaj można było kupic wiele taniej niż w innych portach.

        Tak więc wszyscy buszowali po straganach singapurskiego targowiska położonego nieopodal dworca morskiego. Jak inni, a było nas wielu, kupiłem  przenośny magnetofon szpulowy Sony (kaseciaków wtedy nie znano). Sprzedawcy wpadli na super pomysł i w iście ekspresowym tempie przegrywali wybrane przez nas płyty winylowe long-play na szpule magnetofonowe  i  sprzedawali  za przysłowiowego dolara. Czasu na sprawdzenie jakości nagranej szpuli nie było, a po powrocie na statek różnie z nią bywało.

        Najważniejsze było jednak,  że działały na burcie „spółdzielnie” w ramach których wymieniano się nagraniami i teraz na statku królowały piosnki Roya Orbinsona, Paula Anki, Connie Francis, Lisy Stanfield, Beatlesów czy innych. Przydały się te magnetofoniki podczas dlugiego postoju w Korei. Po zabunkrowaniu statku ruszyliśmy ku naszemu przeznaczeniu.

       Po tygodniu jazdy zameldowaliśmy się na redzie Hungnam. Tutaj obsadzili nas dwaj piloci portowi, którzy przypłynęli do nas wojskowym kutrem. Sami przyodziani w wojskowe mundury z dystynkcjami prawie generalskimi rozpoczęli pilotowanie statku z bardzo słabo opanowanym językiem angielskim. Wszystko jednak szczęśliwie się zakończyło i wreszcie zacumowaliśmy w porcie. A tutaj ? Chmara oficjeli czekających na nas przerosła nasze wyobrażenia.

            W tych czasach wszak byliśmy przyjaciółmi, a przywódcy naszych krajów   niejednokrotnie strzelali sobie niedźwiadka,  nie przeszkadzało to jednak Koreańczykom podchodzic do nas z rezerwą. Wszystko co wartościowe i wszystko mało istotne należało zadeklarowac na specjalnych deklaracjach dla celników, wojsko zaplombowało statkową radiostację i radio UHF na mostku, radary i echosondę, a za użycie tego sprzętu przez załogę nawet w uzasadnionym przypadku groziło poważnymi konsekwencjami. Pod statkiem non-stop stróżowało 2 żołnierzy, wyjścia do miasta dla załogi nie było. Natomiast do Domu Marynarza otwartego do godz.22-ej i położonego na terenie portu można było tylko udawac się jedną i to wytyczoną drogą.

        Atrakcje w DM ubożutkie,że o obsłudze nie wspomnę. Sala na szkolenie polityczne ze stołem do ping-ponga, małe pomieszczenie kinowe w którym co wieczór wyświetlane były propagandowe filmy z okresu wojny japońsko-koreańskiej oraz sala klubowa z bufetem. Bufet był zaopatrzony mizernie. Królowały tu tylko lurowata ciepła oranżada,  żmijówka (wódka z małą żmijką wewnątrz butelki) oraz kolorowa whisky Kamhongro, której nazwę dotąd pamiętam. Dodatkowo można było zakupic solone orzeszki ziemne, które nie zawsze były oferowane bo  jak żartowali marynarze obsługa musiała je prażyc.

        Barmanki czasami uśmiechnięte dysponowały znajomością języka angielskiego ale w słabym zakresie. Za to szefowa bufetu oprócz j.angielskiego znała także język rosyjski w którym wolała się porozumiewac z goścmi. Nasi szybko ochrzcili ją imieniem Tatiana na co chętnie się zgodziła. Tak więc po pracy szliśmy do DM aby chociaż posiedzieć w innym miejscu. Za uciechy w tym lokalu płaciliśmy „talonami” jakie wydawał nam ochmistrz, który przed opuszczeniem przez statek portu  przedstawiał listę z całosciową kwotą kosztów załogi kapitanowi, a ten rozliczał się z agentem .

        Któregoś wieczoru po zamknięciu DM zdążaliśmy w egipskich ciemnościach na statek. Jakoś humory wszystkim dopisywały ale gdy w labiryncie magazynów portowych zgubiliśmy wytyczoną drogę zaczęliśmy skręcać ku wodzie, która zawsze prawdziwego marynarza doprowadzi do celu. Gdy w oddali ujrzeliśmy znajome światła naszego korabia i zaczęliśmy celowac ku niemu obierając drogę na t.zw szagę nagle zza magazynu wyskoczył zajączek (żołnierz w zielonym mundurku) w towarzystwie Tatiany i kategorycznie domagali się powrotu na prawidłową ścieżkę. Gdy wytłumaczyłem Tatianie, że w ciemnościach zgubiliśmy się ta odrzekła :

    – Nu charaszo. Szto by prabliemy wy nie imieli ja padajdu z wami.

        Resztę dystansu pokonaliśmy już w jej towarzystwie, a za nami w pewnej odległości podążał także zajączek. Gdy zbliżyliśmy się w zasięg odpowie -dzialności zajączków stojących pod naszym statkiem Tatianka opuściła naszą wesoła grupkę. Pod statkiem zostaliśmy sprawdzeni przez żołnierzyków i zanotowani w ich kajeciku. Co tam napisali n.p o mnie niestety wiedziec nie mogliśmy.

       Wyładunek statku odbywał się przy użyciu statkowych dźwigów na wagony, a ilośc dokerów pracujących na statku olbrzymia. Dziennie port podstawial pod statek 3-4 wagonów po 30 ton każdy ale bywały dni, że nie było operacji wyładunkowych w ogóle. Kroił się nam prawie miesięczny postój w porcie.

        Podczas jednej z mojej wacht trapowych gdy port nie pracował, a ja musiałem sterczec przy trapie przyniosłem z kabiny swój magnetofon aby na wesoło spędzić 8 godzin wachty. Przyniesiony magnetofon oparłem o reling w celu przełożenia taśmy i wtedy zauważyłem, że jeden ze stojących pod statkiem żołnierzyków podniósł stalową pokrywę, która przykrywała na obrzeżu keji tajemniczą studzienkę i spiął dwa znajdujące się tam druty. Nieświadomy i niespodziewający się niczego złego nadal raczyłem się piosenkami Paula Anki.

        Wkrótce pod statek przyjechał wojskowy gazik z którego wyskoczyło dwóch oficerow koreańskich. Jeden z nich wpadł na statek i zgłosił,że udaje się do kapitana statku, a drugi porwał mój magnetofon i ciągnąc mnie za rekę domagał się abym udał się z nim do auta. Byłem zdezorientowany bo nie wydawało mi się abym coś złego uczynił, a już na pewno coś co grozi naszym, jakby nie było, ówczesnym przyjaciołom . Gdy zająłem miejsce w aucie zajączek usiadł za kierownicą i pognaliśmy z włączonym „kojakiem” do siedziby pograniczników.

       Wprowadzono mnie do pokoju z biurkiem nad którym wisiał duży portret Kim Ir Sena. Tutaj zapytano mnie na migi i zdawkowo jakim językiem dysponuje oprócz ojczystego. Gdy podałem, ze rozumiem j.angielski i rosyjski na facjacie pytającego ukazał się szyderczy uśmieszek. Sprawdzono zawartośc moich kieszeni i obmacano mnie od góry do dołu po czym przeprowadzono mnie do tymczasowej celi. Szedlem tam jak skazaniec, po drodze przekonywując prowadzących mnie, że nie jestem wrogiem narodu koreańskiego , że bardzo ciekawe filmy oglądałem w ich DM, a gdy nic nie skutkowało domagałem się kontaktu z kapitanem statku i polską ambasadą.

        Rozmawianie z nimi było bezcelowe. Wprowadzono mnie do celi, drzwi zatrzasnęły się i zostałem … sam. Kocioł we łbie no bo nadal nie wiem coż takiego uczyniłem, że mnie zatrzymano. Po przeszło godzinie czasu drzwi się otworzyły i ten sam oficer zaprowadził mnie powtórnie do pomieszczenia biurowego. Tutaj zastałem kapitana naszego statku oraz …… Tatiankę w towarzystwie drugiego wojskowego. Kapitan na przywitanie zadał mi pytanko :

- Co filmowałeś ? Skąd wziąłeś pomysł aby filmowac obiekty portowe ?

      Gdy zeszło ze mnie powietrze odpowiedziałem, że kamery nie mam, a na pokładzie przy trapie posługiwałem się tylko magnetofonem, a dokładnie słuchałem Paula Anki. Słowa moje aczkolwiek wypowiadane po polsku z dużym zainteresowaniem słuchała Tatianka, która gdy to samo powiedziałem po rosyjsku wszystko przemiałkała oficerom. Kapitan siedział z małym uśmieszkiem na twarzy, ja czekałem jak skazaniec na rozwiązanie międzynarodowego konfliktu. Po chwili Tatianka przetłumaczyła co przekazał jej oficer.

        Otóż mam u nich przechlapane bo oprócz dzisiejszej „wpadki” zostałem u nich odnotowany jako uczestnik pamiętnego powrotu z DM ścieżką nad morzem. W naszej obecności, t.zn mojej i kapitana uruchomiono mój magnetofon i jak na złośc popłynął Paul Anka, który wszystkim obecnym  zaśpiewał  So it’s goodbye.  A gdy kapitan powiedział, że sprawa się wyjaśniła i to nie była kamera lecz magnetofon wyjęto z magnetofonu rolkę z taśmą i oddano mi tylko magnetofon. Jak przetłumaczyła Tatianka taśmę zabrano do laboratoryjnego sprawdzenia. Kapitana i mnie odwieziono w towarzystwie Tatiany. Na statku kapitan poprosił mnie do siebie na schłodzone piwko i wymianę wrażen sprzed chwili. Opowiedziałem kapitanowi  jak szyderczo uśmiechał się do mnie Kim gdy znalazłem się na komisariacie. Na drugi dzień na statkowej tablicy ogłoszeń wisiało polecenie kapitana : Uwaga załoga !  Swoje magnetofony proszę używac tylko wewnątrz nadbudówki.  Tatiany do końca  postoju statku  w Hungnam już nie spotkaliśmy.

                                https://www.youtube.com/watch?v=Iz3iDUFCXuA

                           **************************cool********************************

wuka1945