Archiwum 22 marca 2019


mar 22 2019 Adrian - kot podróżnik.
Komentarze (2)

                    

  

W końcówce lat 80–tych, w m-cu marcu  wylądowaliśmy swoim statkiem na remoncie gwarancyjnym w Szczecinskiej Stoczni Remontowej. Szykowaliśmy się do długiego rejsu w czarterze PLO na Daleki Wschód. Po przeglądzie na doku statek został postawiony do nabrzeża wyposa żeniowego gdzie kończono ostatnie naprawy i uzupełniano zapasy.  Któregoś dnia po wejściu  na statek  przechodząc korytarzem koło salonu oficerskiego przez otwarte  drzwi zauważyłem na jednym z foteli wyciągniętego i śpiącego czarnego kota. Wszedłem do środka salonu, a napotkanego tam stewarda spytałem skąd się ten zwierz wziął na statku.

    Steward niewiele wiedział i według jego informacji wynikało, że kot na statek przyszedł w nocy bo rankiem wachtowy przyszedł do kuchni po troche mleka dla niego. Przyjrzałem się kociakowi. Wyglądał na zadbanego, na czarnym jego futrze odznaczał się biały krawacik, a na łapach miał nie do końca naciągnięte białe skarpetki. Przebudzony spoglądał w moją stronę przeciągając się leniwie i  zdawał się mowic: tylko mnie nie wyrzuc.

    Akurat, jak co dzień, na statek przyszedł budowniczy (przedstawiciel stoczni koordynujący przeprowadzane na statku prace), którego zapytałem czy to czasem nie stoczniowy zwierz. Budowniczy zaprzeczył ale w ramach prowadzonego przez mnie wywiadu przekazał, że być może to „załogant” ze statku, który poprzednio cumował w miejscu teraz przez nas zajmowanym.       

    Grupka moich załogantów, która raptem mnie otoczyła zdawała się prosić aby kota pozostawic na burcie  bo to kot marynarz skoro zszedł na ląd i tylko nie zdążył wrócic na czas, a nasz statek widac było,że mu odpowiada. Od razu wysnuto też teorię, że wiadomo jak to jest z kotami …. w marcu, a do tego powrót na statek umożliwił mu fakt,ze stocznia położona jest na wyspie bo gdyby poszedł w „długą” różnie mogłoby być z powrotem „na tablicę”.

    Wśród załogi znalazł się natychmiast opiekun kota, którym  został Wacuś – St.Oficer. On też zaproponował aby nowemu „załogantowi” dac imię Adrian od imienia swego syna. Wacuś zobowiązał się także, że załatwi u weterynarza książeczkę szczepień dla Adka. Bosman z marynarzem zbili z desek skrzynkę, którą uzupełnili piaskiem i w niej kociak miał załatwiać swe potrzeby jednym słowem zwierz został na burcie. W porcie  Adek wylegiwal się na fotelach w salonie oficerskim lub załogowym, często zaglądał do kuchni gdzie konsumował wybrane przez siebie łakocie.

     Pod nieobecność załogi na statku, która po godzinach pracy przebywala w swoich domach Adrian zaszczycał swoja obecnościa wachtowych na pokladzie. Widac było radoche w jego oczach ,że został przyjęty i ma nowy pływający dom, a okazywal to ocierając się kokieteryjnie o nogi załogantow. Po zakończeniu remontu i załadunku wyrobów stalowych przeznaczonych do portu Kaohsiung na Tajwanie wyszliśmy w podróż. Przed nami prawie miesiąc przelotu morskiego z zaliczeniem po drodze Kanału Sueskiego. 

   Podczas rejsu  Adek preferował przebywanie na mostku gdzie na szafce kodu sygnałowego wylegiwał się na flagach. W ciągu dnia gdy fala nie wchodziła na pokład czasami spacerował po nim łowiąc ryby latające, które z bryzgami fal wpadały na pokład. Naturalnie ryb tych nie konsumował, a raczej bawił się nimi lub zanosil je do …… statkowej kuchni. Jego ulubionym miejscem do spania był także leniwiec (duzy fotel) w kabinie St.Oficera, w którym leżał jeżeli Wacuś przebywał w kabinie. Podczas jego spacerów po pokladzie głównym wystarczało bez  ”kiciania” krzyknąc ze skrzydła : Adrian chodż !  aby szybko przybiegł na mostek.

   Pewnego dnia II oficer, który na skrzydlach mostku wystawiał do słońca swoje doniczki zauważył, że ktoś mu obrywa kwiatki. Nikt z wacht nawigacyjnych się nie przyznawał i nie wskazywał kto mógł to zrobic. Ale gdy II oficer przyszedł kiedys wczesniej na mostek zauważył, że w jego kwiatkach buszuje Adrian. Sprał mu dupsko i od tego czasu  Adrian jego wachty (1200-1600 i 0000-0400) już nie zaszczycał swoja obecnością. Wszystkie pozostałe wachty kot zaliczał ale wachtę Romka –   II oficera nie.   

    Wśród załogi wybuchło także niezadowolenie i potępienie Romka, którego zwymyślano od najgorszych ale największa „karę”  wymierzył mu kucharz Tadek, który oznajmił : „ Ty ciulu na ropę ! Witaminek kociakowi żałujesz ? Od dzisiaj nie przychodz do kuchi po dokładki z ulubionego szaszłyka. ”.

     Sprawę załagodził Rysio – steward, który posadził w doniczce korzeń pietruszki aby kocię miało co czasami  poskubac. Podczas przejścia przez Kanał Sueski płynący z nami cumownicy kanałowi gdy zobaczyli Adka starali się po swojemu kiciac chcąc go pogłaskac ale kot nie reagował na te przywołania przechodząc z daleka od nich dumnie i z uniesionym ogonem. Podobnie było w Singapurze gdzie na redzie tego portu uzupełnialiśmy paliwo. Adrian po wężu bunkrowym podpiętym do zaworów na statku zszedł na bunkierkę (stateczek dostarczajacy paliwo) ale gdy tylko załoga bunkierki zaczęla go po swojemu przywoływac ten nie czekajac uciekł tą samą drogą na swój statek. Agent, który potem przybył na statek zaczął wypytywac mnie o rasę Adriana bo załoga bunkierki opowiadała mu,że to rzadko spotykany okaz. W tym momencie do mojej kabiny wkroczył dumnie kot i jak gdyby wiedział,że o nim mowa zaczął ocierac się o nogi agenta mrucząc przy tym głośno.

      Agent był skłonny go kupic i namawiał mnie do sprzedaży ale stanowczo odmówiłem mu zapodając, że kot jest własnością statku. Pokiwał głową i zdziwił się.  W porcie Kaohsiung (Tajwan) parę dni przebiegał wyładunek ale kot nie odważył się schodzic na ląd , być może przeczuwał jakies niebezpieczeństwo skoro tubylcy jako rarytas traktują tutaj psie mięso. Dopiero w Dżakarcie (Indonezja) podczas przerwy w operacjach załadunkowych odważył się zejsc na suchy ląd. Marynarz wachtowy opowiadał, że być może „zaprosiła” Adriana kotka, która wylegiwała się na nabrzeżu w pobliżu naszego trapu. Jednak pobyt kota na lądzie nie trwał długo. Nim zdecydował się  na zejście ze statku indonezyjska kotka (wachtowy twierdził, że  tej płci był kot na keji bo inaczej Adrian by nie reagował) czmychnęła do pobliskiego magazynu. Adrian przeszedł z gracją parę metrów po nabrzeżu chyba myśląc, że kokietka jeszcze pojawi się ale gdy nie doczekał się jej powrotu wrócił na statek.

    W  Indonezji załadowaliśmy rudę z którą wracaliśmy do Gdańska. Kot jak to było podczas poprzedniego przelotu spacerował sobie po pokładzie aczkolwiek było to już bardziej niebezpieczne gdyż statek z ładunkiem rudy mocno się kiwał i pewnego razu gdy na bocznym przechyle weszła na pokład fala kocur został przez nią wrzucony na pokrywy lukowe. Wszyscy myśleli, ze kocurek został pogruchotany przez wodę i marnie skończył. Marynarz wachtowy natychmiast pobiegł na pokład i przyniósł nieboraka na mostek. Statkowi wielbiciele kota zrazu zajęli się nim ale oprócz obfitej kąpieli  w morskiej wodzie nic mu nie dolegało. Od tego czasu jednak na pokład główny już nie wychodził czuł respekt przed morską falą  i spacerował  tylko po pokładach nadbudówki. Gdy do Gdyni zostało parę dni widac było u kota, jak u prawdziwego marynarza, podniecenie. Kociak wyczuwał kończącą się podroż. Częściej przebywał na mostku nawigacyjnym, był jakiś bardziej żywotny.

I tak oto po 3 miesiącach rejsu i po zacumowaniu statku w Gdyni Adrian wyokrętował drugiego dnia postoju i na burcie się nie zjawił do wyjscia statku na morze. Jak wyczuwał swą ojczyznę, swój  home port pozostało tylko jego tajemnicą.

  + + + + + laughing  + + + + +

wuka1945