Archiwum 18 marca 2019


mar 18 2019 Carmen
Komentarze (0)

 

 

Parę dni wcześniej opuściliśmy Providence Channel  (morskie przejscie między wyspami archipelagu Wysp Bahama prowadzące z Cieśniny Florydzkiej na Atlantyk Północny)i płynęliśmy  w okowach przyjaznego, pogodnego i rozległego  Wyżu Azorskiego  utrzymując wschodni kurs w kierunku Gibraltaru i hiszpańskiego portu Walencja na Morzu Śródziemnym.

        Statek załadowany w Tampie (Floryda) amerykańskimi paszami  w idealnych warunkach pogodowych t.zn przy bezwietrznej pogodzie i braku falowania wiatrowego rozwijał  szybkości jak za swoich młodych lat kołysząc się łagodnie tylko na atlantyckiej martwej fali. Humor załodze dopisywał, a ta chwaląc sobie „żydowskie morze”  po pracy wylegiwała się przy statkowym     basenie lub zagrywała w tenisa stołowego .

       W sobotni wieczór królowało piwko i grill przy  których snuły się  opowieści z mórz i oceanów oraz śpiewy intonowane przez Marka  stewarda któremu akompaniował na gitarze  3 mechanik.  Przed nami  było jeszcze ponad 10 dni jazdy, a jak wskazywały prognozy długoterminowe  przyjacielski wyż miał się utrzymywac w swojej pozycji przez większośc naszego przejscia przez Atlantyk.

       Nie wszystkim jednak panujące warunki pogodowe sprzyjały w uprawianiu żeglugi.Około 1,5 doby przed Wyspami Azorskimi i na  zachód od nich w piękne niedzielne popołudnie wezwał mnie na  mostek 2 oficer oznajmiając,że jacht do którego akurat zbliżał się nasz statek chyba potrzebuje  pomocy, a na radiowe wywołania w  pasmie UKF nie odpowiada.

       Rzeczywiście przez lornetkę dojrzałem  na pokładzie jachtu osoby, które dawały znaki  kręcąc nad swoimi  głowami  swoją odzieżą. Nie było to wezwanie o pomoc w niebezpieczeństwie, a    ponieważ mieliśmy sporą rezerwę w spodziewanym czasie przybycia  do Hiszpanii zatoczyliśmy pętle wokół jachtu i podpłynęliśmy w jego  pobliże zatrzymujac się w dryfie.

      Jacht o nazwie „Carmen” niosący na swoim gaflu hiszpańską     banderę wnet zbliżyl się do naszej burty. Załoga jachtu w swoim 4-osobowym składzie miała kobietę, która swoją urodą i skąpym  ubiorem przyciągała ciekawskie spojrzenia naszych załogantów.  Z pokładu głównego podaliśmy sztormtrap (rodzaj drabinki linowej wyposażonej w stopnie) po którym na  pokład wszedł szyper jachtu. 

Jak się okazało płynęli z  Nassau  (W-y Bahama) z zamiarem   osiągnięcia Setubalu w Portugalii.  Juan był Hiszpanem, od paru dni  przy kompletnej flaucie cały czas podążali na silniku. Gdy zapas   paliwa  w zbiorniku jachtu osiągnął „stalową rezerwę” stanęli parę  godzin temu  w dryfie licząc na litośc Neptuna i ewentualną pomoc innych jednostek.  Nie odpowiadali na nasze wywołania na UKF-ce gdyż padły im także baterie .

          Jacht nosił imię żony Juana, która zachwycała stojacych na       pokładzie marynarzy swoją  odwagą i urodą.  Gdy spytałem jaki rodzaj pomocy oczekują od nas poprosili o paliwo, które umożliwi  im dopłynąć  do najbliższego portu Ponta Delgada na Azorach gdzie planował uzupełnienie paliwa.  Chief Mechanik zarządził uzupełnienie paliwa na jachcie i  2 duże karnistry opuszczono z pokładu na burtę „Carmen”. Żywności ani wody nie potrzebowali bo mieli tego duże    zapasy, a gdy spytałem powtórnie w czym jeszcze mogę im pomóc Juan cicho wyszeptał nieśmiało :  c i g a r e t t e s  !

      Doskonale wiedziałem jak bardzo Hiszpanie lubią papierosowy      dymek i chociaż od paru już lat nie paliłem papierosów  wczułem się w ich sytuację , a gdy dowiedziałem się od Juana,że jego Carmen też kopci, przywołałem ochmistrza. Ochmistrz zameldował mi, że zapas Marlboro  już dawno się skończył, a w statkowej kantynie ma tylko „Carmeny”, „ Caro” i ulubione Chiefa Mechanika „Extra Mocne”. Poprosiłem aby przyniósł 2 kartony „Carmenów” zakładając, ze plamy  nie damy wszak papierosy produkowane były na amerykańskim   tytoniu i reprezentowały przyzwoity taste.

Wręczyłem Juanowi przyniesione przez ochmistrza papierosy kierując jego uwagę na ich nazwę. Ten uśmiechnął się szczerze chcąc mi za nie zapłacic. Uprzedzając  jego zamiary oznajmiłem mu, że jest to m.in. souvenir dla jego Carmen zamiast kwiatów. Już wyobrażałem sobie reakcję kobiety gdy dostała  od Juana papierosy ze swoim imieniem.Nasz oficer elektryk wymienił jeszcze baterie w UKF-ce żeglarzy po czym  uścisnęliśmy sobie dłonie  i Juan wrócił na swoją jednostkę. Krótko po tym zaczęliśmy przygotowania do wznowienia naszej podróży. 

      Przy pierwszych obrotach statkowej śruby gdy za naszą rufą zaczął formowac się kilwater cała czwórka stojąc na pokładzie jachtu wyma -chiwała pożegnalnie w naszą stronę, a gdy na statkowej syrenie od -daliśmy 3 długie dzwięki (pozdrowienia) usłyszeliśmy na UKF-ce   kobiecy głos:   „ Muchas  Gracias ! Adios Amigos ! Hasta luego ! ‘’            

*****************************

          Podczas dalszej naszej żeglugi do Hiszpanii  jeszcze przed Gibraltarem dostałem od czarterujacych teleks w którym wskazali oni dla naszego statku Setubal jako drugi port wyładunkowy. Ucieszyła  mnie ta wiadomośc bo zawsze chętnie płynąłem do portów w których   nigdy dotąd nie byłem.Przypomniało mi  się także,że przecież Setubal  był portem docelowym dla „Carmen” i jego załogi. Po paru dniach  postoju pod wyładunkiem w Walencji wyszliśmy z tego portu i po 3  dniach żeglugi  zawitaliśmy w Setubalu. Podczas naszego cumowania do nabrzeża spotkała nas miła niespodzianka. Oto w grupce oczekujących na nasze przyjście dojrzeliśmy dzielną czwórkę z   „Carmen”. Do mojej kabiny weszła czarująca Carmen, która rzuciła   mi się na szyję  witając mnie jak gdybyśmy nie  widzieli się bardzo  długi okres czasu. Juan witając się  wręczył mi tajemniczy pakunek  w którym po rozpakowaniu znalazłem miniaturkę ich jachtu oraz        butelkę markowej hiszpańskiej brandy Carlos I.

       Przy kawie opowiadali, że 3 dni temu przypłynęli do Setubalu, a mając uzupełnione przez nas zapasy nie zawijali na Azory. Od  naszego rozstania jeszcze przez 2 dni musieli płynąc na silniku, a potem sprzyjający umiarkowany wiaterek pozwolił im rozwinąc żagle. Z biuletynu portu Setubal dowiedzieli się, że nasz statek jest  tutaj  spodziewany i bardzo się tym ucieszyli. Nazajutrz zabrali mnie i St.Mechanika na wycieczkę po Setubalu  zakończoną pobytem w typowej portugalskiej tawernie.

Gdy oznajmiłem Carmen, że nastrój stworzony przez portugalską grupę folkową różni się trochę od andaluzyjskiego flamenco ta obiecała mi,że gdy trafimy kiedyś do  Alicante to ona osobiście nam zatańczy. Okazało się małżeństwo  mieszkało w tym mieście, a właścicielka jachtu była także członkinią miejscowego amatorskiego zespołu tanecznego. Mile spędziliśmy  wieczór  w ich towarzystwie i chociaż znajomośc języka angielskiego  nie była ich mocną stroną to doskonale rozumieliśmy się , a może także pomogły mi w tym  2 semestry języka hiszpańskiego jakie zaliczyłem w Szkole Morskiej.

       Gdy po 2 dobach wychodziliśmy z Setubalu w morze na nabrzeżu    nasi wspaniali żeglarze żegnali nas pozdrowieniami nadawanymi  samochodowymi klaksonami oraz słowami :  Buen Viaje Amigos !

„Wydaje się nam, że to co robimy jest tylko kroplą w morzu. Ale morze byłoby mniejsze, gdyby tej kropli zabrakło.” – Matka Teresa

https://www.youtube.com/watch?v=1NnHr7DSs1k

wuka1945